Hebon

Historie świata Hebon

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2017-01-16 20:44:29

Karol
Administrator
Windows 7Chrome 55.0.2883.87

Deithweni

Arran gładko przeniosła ciężar ciała na drugą stopę nie przerywając wirowania płonących kamieni. Wyćwiczone przez lata elementy tańca wykonywała praktycznie automatycznie, zgrabnie wirując wśród skał, niczym postacie zastygłe na ścianach namiotów w ich wiosce. Czarno czerwony, luźny strój podkreślał dodatkowo każdy jej gwałtowniejszy ruch, myląc wzrok potencjalnego obserwatora. Skończyła ostatni obrót i zatrzymała się lekko zadyszana spoglądając w dal. Liche zarośla porastające skraj pustyni nie kryły płomieni błyskających gdzieniegdzie. Widać nie tylko ona wymknęła się w noc podekscytowana zbliżającym się świętem. Zapatrzona w migotliwe błyski cicho zanuciła słowa proroctwa:

Sykiem iskier zabrzmi dzień,
Gdy zatańczy w nas płomień
z ogniem przegra wreszcie cień.
Wśród demonów gdy nadejdzie czas
staną Oni, zamigocze blask.

Po czym wciąż zamyślona zbiegła do wioski unosząc pod powiekami obraz płomieni.

Przepowiednie mówiły o huku grzmotów, blasku ognia, zapachu siarki. Jednak rzeczywistość nie chciała się im podporządkować. Gdy świat odchodził w zapomnienie w wiecznie płonących, u granic Istalrii, ogniskach nie tlił się już nawet żar. Tancerze zaś odeszli unosząc ze sobą ogień.

Wiadomość dodana po 13 s:
Nowy świat przywitał was ciemnością i echem waszych kroków na kamiennym podłożu. Ogień waszych pochodni rozświetlił olbrzymią jaskinie na której dnie się znaleźliście. Ściany pokryte są pólkami które łącza się wyżłobionymi w skale schodami. Wysoko w górze widać światło dochodzące z zewnątrz.

W całej jaskini widać ślady walk. Porozrzucane pordzewiałe kawałki broni, pojedyncze kość czy stopione kawałki skały. Ściany w wielu miejscach pokryte są pismem, wyżłobionym za pomocą jakiegoś ostrego narzędzia, jednak nikt z was nie potrafi go odczytać.

Gdy pierwsi którzy dotarli na górę, powrócili z wieściami, widać było strach na ich twarzach.
- Wodzu na górze jest zimniej niż nocą na pustyni. Całą okolice pokrywa dziwny biały piach, który zamienia się w wodę, gdy go weźmiesz w ręce.
- To śnieg - odpowiada Dudźi który milczał od kiedy przekroczył portal. - Od teraz wiem niewiele więcej niż wy. Witajcie w Hebon, to nasz nowy dom.

Wiadomość dodana po 23 s:
Ogień migotał wyłaniając z mroku kolejne szczegóły otoczenia. W dzikim tańcu światła i cienia ślady odległej walki nadawały jaskini złowrogi wygląd. Pierwsze informacje o nowym świecie, też były raczej przygnębiające. Tak dobrze znali przecież dotkliwość nocnego chłodu. Ludzie milczeli wpatrując się z oczekiwaniem w piątkę swych przedstawicieli.

W końcu cisze przerwał spokojny głos Deidre:
-Nie wiemy, czym przywita nas ten świat. Spotkamy tu sprzymierzeńców czy wrogów? Dostatek, czy ciężką walkę o przetrawanie? Nie znam odpowiedzi i nie chcę was łudzić pustymi zapewnieniami. Jednak wierzę, że bogowie, nie bez powodu wyprowdzili nas tutaj. Ich plany są dla nas zakryte, jednak czy nie towarzyszyła nam zawsze ich przychylność? Czyż Rhan nie otaczała nas zawsze swą łaską, a Sheridan nie sprzyjał naszym działaniom? Niech więc opuści nas strach.
Wybierzcie spośród siebie cztery trójki przedstawicieli, którzy wyruszą na zewnątrz. Gdy powrócą zdecydujemy jakie podjąć kroki. Reszta zaś pozostanie na razie tutaj.

Po krótkiej chwili zebrała się wyznaczona dwunastka. Ludzie znali się na tyle dobrze, że nie komplikowali wyboru.

- Niech ogień spojrzenia Rhan oświetli wasze drogi. Niech żar oddechu Sharidana towarzyszy wam na każdym kroku - błogosławieństwo kapłanów towarzyszyło każdej z trójek ruszających w cztery strony nieznanego świata, w poszukiwaniu pożywienia, opału, surowców syntezy, nowego schronienia, potencjalnych tubylców czy po prostu informacji o miejscu do którego trafili.

Reszta zaś pozostała w jaskini, która dawała schronienie przed zimnem. Część ludzi zbadaniem ją pod względem ewentualnych załomów i przejść. Część ustawiła warty u wejścia. Część uprzątnęła pozostałości walki w jedno miejsce, sprawdzając czy rozrzucone kawałki broni nadają się jeszcze do odzysku materiału. Pozostali zaś zajęli się przygotowywaniem, prowizorycznego na razie, obozu i przygotowywaniem posiłku.

Wiadomość dodana po 33 s:
Kolejne dni mijały powoli, na powtarzaniu w koło tych samych prac.

Jaskinia jest ogromna ale w końcu udało się ja uprzątnąć ze wszystkich resztek. Niestety nikt nie znalazł dla nich żadnego zastosowania.

Zbadanie całej pieczary, również było bardzo pracochłonny. Główny tunel jest niczym pionowy słup na którego dnie znajduje się Portal, a na którego szczycie jest wyjście na powierzchnie. kolejne półki oplatają spiralnie wszystkie ściany. Na wielu z nich znajdują się mniejsze tunele wiodące w głąb ziemi. W tych mniejszych tunelach znajdują się pomieszczenie. Większość niewielka, niczym wnętrze namiotu, ale niektóre tak duże ze zmieściły by się w nich tuzin Jurt.

Pierwsi zwiadowczy powrócili po tygodniu. Nadeszli ze wschodu. Całe plemię wyszło aby i przywitać i spojrzeć na przedziwne zwierze które upolowali.
- Wodzu jesteśmy w górach. Na zewnątrz jest mała dolina, ale jest pusta niczym głęboka pustynia. Góry które ją okalają są zbyt wysoki, aby się na nie wspiąć. Ale na wschodzie znaleźliśmy przełęcz prowadzącą do następnej doliny. Przepływa przez nią rzeka. Jest tam też las w który udało nam się upolować te dziwne zwierze - wskazując na białe truchło.
- Przypomina antylopę ale jest mniejsze a jego futro grubsze i bardziej miękkie.

Trzy dni później przybyli zwiadowcy z północy. Niestety było ich tylko trzech z czego dwóch ledwo trzymało się na nogach. Na ich kończynach widać czarne plamy. Ten który trzymał się najlepiej stanął przed wodzem.
- Panie udaliśmy się na północ. Cztery dni wędrowaliśmy w głąb doliny. Tam daleko przy kolejne ścianie gór jest miasto, a przynajmniej było. Wielkie wielkie mury są rozbite, wszędzie widać zgliszcza i stopioną skalę. Ale miasto to jest też przejściem na wielką równinę której nie da się objąć wzrokiem. - tu przerwał mu atak kaszlu
- Niestety drugiego dnia kiedy wracaliśmy Sharidana na opuściła. Rozpętała się straszna wichura i ten .. śnieg. On był wszędzie. Nic nie było widać. Skryliśmy się w miejscu gdzie wiało trochę mniej ale rankiem duch Haran opuścił jego ciało. - zwiadowca padł na kolana
- Nie mieliśmy sił godnie go pochować. Ręce i nogi skostniały nam - tu wystawi dłonie gdzie widać że część jego palców jest czarna - Jak to strasznie boli...

Znachorzy zajęli się wyczerpanymi zwiadowcami. Jednak nigdy nie spotkali się z czymś takim. Dopiero Dudżi powiedział że należy amputować wszystkie zaczernienie i przypalić ogniem. Ostrzegł że mogą tego nie przeżyć ale to ich jedyna szansa.

Wiadomość dodana po 43 s:
Powoli ludzie przyzwyczajali się do nowych warunków. I choć nie było wprawdzie dnia, by nie tęsknili za ciepłym słońcem Istalrii to ziemia, do której wprowadzili ich bogowie coraz bardziej stawała się dla nich domem. To miejsce miało tą niezaprzeczalną przewagę, że w przeciwieństwie do pustyni ono wciąż istniało.

Jaskinia była pewnym schronieniem, a zwiadowcy, którzy wrócili ze wschodu rozwiali obawy dotyczące zaopatrzenia. Szybko szlakiem, który przetarli ruszyła grupa dziesięciu osób, by przywieź do obozu zapasy wody, a także zapolować na znalezione zwierzęta, których futro obiecywało ochronę przed zimnem. Choć dostarczało to pewnych problemów związanych z transportem, to panujący w krainie chłód skutecznie zniechęcił radę do podjęcia decyzji o przeniesieniu obozu. Odłożono to w czasie, licząc, że w końcu biel pokrywająca krainę ustąpi pod spojrzeniem Rhan.
Tymczasem kolejne rodziny zajmowały niewielkie jaskinie, przystosowując się do panujących warunków.

Niestety na tym skończyły się dobre wiadomości. Kolejni zwiadowcy przynieśli do obozu smutek. Znachorzy byli bezsilni wobec dziwnej choroby, która zaatakowała ich ciała. Tak niewiele jeszcze wiedzieli o tym kraju i jego problemach.
Słowa Dudżi także nie były pocieszeniem. Wykonano jednak jego polecenia. Arthes, która osobiście doglądała zwiadowców spytała go na osobności:
-Skąd te dziwne plamy? Co wiesz o tej dziwnej chorobie? Jak mamy się chronić przed nią? - W jej głosie wyraźnie słychać było bezradność i zmęczenie.

Podczas gdy kolejne dni mijały na bezowocnym oczekiwaniu na trzecią grupę zwiadowców rada zdecydowała się wreszcie wysłać ich tropem kolejną piątkę ludzi. Dostali oni wyraźne polecenie, by poruszać się w ukryciu, zachowując czujność. Mieli wrócić najpóźniej po czterech dniach, sprawdzając jedynie czy w najbliższej okolicy nie czai się niebezpieczeństwo. Wciąż wierzono, że wysłani wcześniej ludzie powrócą, nie można jednak było już dłużej czekać na informacje.

Wiadomość dodana po 52 s:
- To nie choroba, to odmrożenia... eh jak wyjaśnić to ludziom z pustyni... To tak jak z ogniem. Jak włożysz rękę do ognia to co się stanie
- Poważysz się - odpowiedział Arthes.
- Odmrożenie jest podobne do poparzeń tyle że następuje wtedy kiedy jest za zimno. I tak jak z poparzeniem jeśli będzie zbyt poważne, nie da się już nic zrobić.
Potem zaczął wyjaśniać wszystkich którzy chcieli go słuchać, jak chronić się przed zimnem.

Powroty myśliwych ze wschodu stały się, świętem dla całej społeczności. Obfite łowy, pozwalają zapomnieć o głodzie na długi czas.

Co prawda pierwsza wyprawa nie wróciła z wielką zdobyczą, ponieważ niosła wielkie ilości wody. Jednak wtedy Dudźi, wpadł niemal w histeryczny śmiech. Po tym jak się opanował, powiedział.
- Tyle czasu i wysiłku włożyliście w to żeby przynieść wody do ludzi w środku jeziora...
Dziesiątki oczu skupiło na nim cała uwage.
- Śnieg to woda tyle że zamarznięta. Patrzcie - zabrał jeden z garnków, nasypał do niego śniegu a następnie postawił w jednym z palenisk w jaskini. - Widzicie ? Trochę ciepłą i macie wodę, bez 2 dniowych wypraw.

Wyprawa na zachód, znowu wprowadziła ludzi w spore przygnębienie, kiedy czwartego dnia kolejna piątka znowu nie wróciła. Jednak następnego dnia przybył jeden z nich, cały zdyszany i wykończony.
- Szlachetny Arthesie, nie znaleźliśmy naszych, ale spotkaliśmy innych ludzi. Jednak oni nas zaatakowali. Złapaliśmy dwóch, ale Mdro jest rany, więc znaleźliśmy kryjówkę, a ja wróciłem po pomoc.

Wiadomość dodana po 01 min 04 s:
Arthes z ulgą przyjęła wiadomość, że nieznana im wcześniej dolegliwość nie jest zaraźliwa i jest sposób by się przed nią chronić. Tym bardzie bolało ją jednak tak niepotrzebne, bezsensowne cierpienie zwiadowców.
Choć mróz nadal był groźny to znając przyczyny dziwnych plam ludzie nie żyli już w strachu przed nieznanym zagrożeniem. Szybko też przekazane przez Dudżi rady rozeszły się po obozie.

Brak konieczności sprowadzania wody był prawdziwym błogosławieństwem. Życie na pustyni przyzwyczaiło Deithwenów do ciągłego jej braku. Była dla nich płynnym złotem, a zdobycie wystarczającej ilości tej życiodajnej cieczy nie raz spędzało im sen z powiek. Jak się okazało tutaj nie musieli się tym martwić. Ludzie spoglądali na otaczającą ich biel nie wierząc, że możliwe jest istnienie wody w jednym miejscu, w takiej ilości. Coraz więcej płynu powstawało, gdy kolejne osoby chciały przekonać się że Dudżi nie żartuje. Wśród ogólnej radości powstawały kolejne wersy pieśni chwalących Rhan. W nich jej płaszcz utkany był ze śniegu, który nie topniał bojąc się gniewu bogini. Śnieg... Nowe słowo nie kojarzyło się już z wrogiem przynoszącym tylko chłód.

Deitweni po raz pierwszy w swej historii nie musieli martwić się o zapasy wody i jedzenia. Ta pierwsza otaczała ich z zewsząd. Zwierzyny zaś nie brakowało w odnalezionej dolince, a pozostałe z niej skóry wykorzystywane były na ciepłe ubrania. A jednak ich życie nie było pozbawione zmartwień...

Z niepokojem wyglądano drugiej grupy zwiadowczej. W końcu, gdy przedłużająca się nieobecność zsyłała już pesymistyczne myśli, dotarły od niej wiadomości. Słysząc słowa zwiadowcy odezwał się Bryce - Pójdę z Tobą razem z piątką ludzi. Odpocznij trochę, byś był w stanie iść. Niestety na więcej nie ma czasu. Czy można się było porozumieć ze złapanymi?



Podczas kilku kolejnych wypraw do doliny będzie w nich brała udział Deidre by zobaczyć jakie rosną tam rośliny i czy uda się z nich pozyskać substraty do syntezy lub czy nie przypominają roślin znanych im, albo zobaczyć, co jedzą te zwierzęta.

Wiadomość dodana po 01 min 14 s:
Co prawda woda i jedzenie rzeczywiście nie stanowią problemu, przynajmniej narazie. Jednak powoli zaczyna brakować drewna na opał.

Wyprawa Bryca zakończyła się powodzeniem. Cała 11 Deithweni powróciła do jaskini. Mdro został opatrzony i nie nadaję się na razie do ciężkich prac, ale za kilka tygodni powinien dojść do pełni sił.

2 jeńców przyprowadzonych wraz z ze zwiadowcami nie przypomina znanych Deithweni ludów. Niezbyt wysocy, dorównuje ledwie wzrostem dorosłym kobieta Deithweni, a i to nie wszystkim. Ich skóra ma jakby żółtawy odcień, zaś ich są zdecydowanie bardziej skośne.

Początkowo próby dogadania się były bardzo trudne, jako że język obcych składa się z przedziwnych dźwięków i trudno odzieli jedno słowo od drugiego. Jednak po kilku dniach, w końcu udaje się zrozumieć trochę z powtarzanej przez nich w kółko historii.

Nazywają siebie Ren, więc chyba chodzi o nazwę ich plemienia a nie dwóch jeńców. Ich osada znajduje się jakieś 4 dni drogi na zachód. Mówią że poprzedni zwiadowcy zostali złapani przez nich i żyją, ale popełnili jakiś zły czyn i teraz są więźniami ludu Ren.
Niestety nie potrafią przekazać czego konkretnie dopuścili się zwiadowcy.

Deidre udało się zgromadzić całkiem pokaźną ilość próbek różnych roślin. Jednak zbadanie ich zajmie mu trochę czasu.

Śnieg zaczyna padać coraz intensywniej myśliwi, który wrócili ze wschodu mówią że przełęcz jest coraz trudniejsza do przebycia.

Offline

#2 2017-01-21 02:24:37

miriahia
Użytkownik
Windows XPChrome 49.0.2623.112

Odp: Deithweni

Wiadomość o przyprowadzeniu dwóch jeńców szybko rozprzestrzeniła się po obozie. Podobnie jak informacja o uwięzieniu u nich czterech współbraci. Przyjęto ją z ulgą, pomimo negatywnego statusu czwórki w nowo poznanej społeczności. Choć nikt nie wypowiadał na głos swych obaw, to część z każdym dniem coraz bardziej traciła nadzieję na ich powrót w zdrowiu, pamiętając, że przed wyruszeniem, nie wiedzieli oni jak uniknąć groźnych odmrożeń.

Jeńcom nie okazywano wrogości, jednak zachowywano przy nich dużą czujność. Próbowano jak najlepiej poznań ich język oraz nastawienie i ewentualną możliwość kontaktu z ich plemieniem. Jaką mieli broń? Jak chronią się przed mrozem? Czy poruszali się tak, jak Deithweni głównie pieszo?
Kontaktu z nimi nie ograniczano żadnym członkom plemienia, jednak Ci, czy to przez pracę, czy przez rezerwę do nieznanych przybyszów nie narzucali im się zbytnio. Ze strony rady to Grefr zajął się poznaniem ich, ale pozostali także nie unikali kontaktu, czy to próbując obserwować zwyczaje obcych, czy też rozmawiać z nimi. Deidre  próbuje się od nich dowiedzieć czegoś o faunie i florze, pokazując znalezione rośliny, jednak jeśli uda się jej to, stara się sprawdzić wiarygodność informacji.

Wysłano jeszcze jedną wyprawę do wschodniej doliny, tym razem liczniejszą (30 osób), planując zwieść jak najwięcej drewna i dodatkowe zapasy. Idący mają jednak polecenie nie narażania swojego życia i gdyby stwierdzili, że po przejściu nie dają rady zawrócić to mają przerwać wyprawę.

Po ich powrocie zostanie wysłana piątka zwiadowców na niezbadane jeszcze południe.

Któż zna myśli Rhan? Dała swym dzieciom biały puch, będący źródłem życiodajnej wody. Przewrotność jej jednak nie zna granic, a zamiarów nikt nie przejrzy. Gdzie zwrócone są teraz płomienne oczy? Dokąd mknie jej ognista myśl? Czy za błogosławieństwo śniegu chce odebrać swym dzieciom swój oddech? Czym będą oni, dzieci ognia, bez jego łaskawych płomieni?
Nikt w wiosce nie miał wątpliwości, jak ważne jest zdobycie drewna, zwłaszcza teraz, gdy nie wiedzieli jeszcze jak z lokalnych roślin syntezować Paliwo, a chłód poznawanej krainy nie pozwalał o sobie nawet na chwilę zapomnieć.

Przy użyciu posiadanych jeszcze zapasów pozostali w osadzie mieszkańcy wędzą zdobyte mięso, by móc je przechować długi czas, oprawiają skóry przygotowując ubrania i okrycia.
Wystawiane są także dwuosobowe patrole u wylotu jaskini, by ostrzec resztę, gdyby zauważyli zbliżających się ludzi z obcego plemienia.

Offline

#3 2017-02-05 13:27:21

Karol
Administrator
Windows 7Chrome 56.0.2924.87

Odp: Deithweni

Obcy ubrani są w grube płaszcze, przewiązane rzemieniami. Za broń służyły im łuki i miecze. Metal przez nich używany wydaje się niezbyt wysokiej jakości.
RH6kEBL.png
Mimo dobrego ich traktowania, cały czas są bardzo wrogo nastawieni. Dwukrotnie próbowali uciec, jednak zostali zatrzymani. Wszystkie próby nawiązania kontaktu, prędzej czy później kończą się wrzaskami i pokrzykiwaniami z ich strony, a nawet zdarzały się bójki.

Wyprawa na południe nie ma większego sensu. Góry z tamtej strony wydają się nie do przebycia, a już na pewno nie teraz kiedy spadło już tyle śniegu.

Grupa wysłana do wschodniej doliny powróciła po 6 dniach. Przynieśli ze sobą znaczną ilość drewna oraz trochę zwierzyny. Do tego jeden jej członków przyniósł korzenie rośliny, której sok przypomina jeden z głównych składników syntezy.

------------------------
Zasoby
Jedzenie - 13
Drewno - 5

Offline

#4 2017-02-21 02:26:11

miriahia
Użytkownik
Windows XPChrome 49.0.2623.112

Odp: Deithweni

Deidre skupi się głównie na badaniu znalezionych korzeni i możliwości ich wykorzystania. Jeżeni jej badania przyniosą efekty, to zacznie otrzymywać substancję palną i nanosić ją w miarę potrzeby na broń, a informacja o tym zostanie oficjalnie przekazana do ogólnej wiadomości, by podnieść morale plemienia. Bryce zaś ma za zadanie sprawdzić czy substancja zachowuje się jak do tej pory i czy używanie jej na broni nie stanowi żadnego zagrożenia.

Szyjąc ubrania plemię będzie wzorowało się na okryciach przybyszów, którzy przecież znacznie lepiej znają ten klimat. Również kontynuowane jest zabezpieczanie przed zimnem obozu.
Kontakt z tubylcami zostanie bardziej ograniczony, głównie w celu uniknięcia do niczego nieprowadzących bójek. Są też pilnowani, a Grefr stara się ustalić z nimi możliwość wymiany ich na jeńców z plemienia. Stara się im też przekazać, że ponieważ jest coraz więcej śniegu, to brak współpracy z ich strony może wymusić ich długi pobyt wśród Deithwenów.

Jeżeli możliwe jest jeszcze bezpieczne przejście do doliny to kontynuowane są wyprawy, tak jak poprzednio w zwiększonej liczbie osób.

Arthes ciągle dogląda zdrowia zwiadowców, którzy powrócili, zwłaszcza rannego Mdro.

Kontynuowana jest także obserwacja okolic obozu. Wystawiane są tak jak dotychczas dwuosobowe patrole.
Mają za zadanie szczególne pilnowanie zachodniej strony, z której znajduje się obóz ludu Ren, ale mając świadomość, że z powodu ich wrogiego nastawienia, mogą próbować ataku obserwują uważnie także pozostałe kierunki.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot